sobota, 21 września 2013

001. Błękit - czyli jak być Syrenką

Hiszpania, Madryt, 17 kwietnia 1995

3 lata wcześniej

- Sophie, wstawaj, bo spóźnimy się na lekcje! – Głos Ivette był słyszalny w całym prawym skrzydle zamku. Dziewczyna stała w swoim dormitorium, podparła się pod boki, czekając, aż jej przyjaciółka wreszcie raczy wstać.
Sophie otworzyła jedno oko i spojrzała na koleżankę. Jasno brązowe włosy dziewczyny częściowo przykryły jej czerwoną ze złości twarz.
- Znowu wyglądasz jak burak – mruknęła tylko do niej i wtuliła twarz w poduszkę. Nagle poczuła, że jest cała mokra.
- Wstawaj wreszcie, Sanchez – warknęła znowu Ivette, jednak tym razem na jej twarzy gościł delikatny uśmiech. Sophie niechętnie wywlokła się z łóżka i spojrzała bezradnie na swoje ociekające wodą, blond włosy.
- I co ja teraz z tym zrobię? – spytała histerycznie, z przerażeniem wpatrując się w gładką taflę lustra. Stojąca obok niej szatynka spojrzała wymownie w sufit.
- Trzeba było wstawać, a nie…
- Och, zamknij się, Iv! Nic nie rozumiesz!
Szatynka spojrzała na nią pytająco.
- A mianowicie czego?
Sophie westchnęła i usiadła na łóżku. Zagryzła lekko dolną wargę.
- Bo chodzi o niego.
- O.. kogo? – Ivette usiadła obok przyjaciółki. Kolejne westchnienie.
- O… Diego.
- Tego Diego? – Ivette zerwała się z łóżka i zaczęła krążyć po pokoju.
- Tak, tego Diego – potwierdziła Sophie, czując jak się czerwieni.
- Diego Ortiza?
- TAK!!!
Szatynka przystanęła, by przyjrzeć się przyjaciółce. Pod jej uważnym spojrzeniem, Sophie poczerwieniała jeszcze bardziej.
Każda dziewczyna w szkole znała Diego. Niesamowicie przystojny brunet z intensywnie niebieskimi oczami – takiego widoku się nie zapomina.
Akademia Magii Agua de Vida imienia Luisa Moyi nie była typową szkołą dla czarodziejów. Wyznawano tu przede wszystkim zasadę, że mugole wcale nie są gorsi, uczono niektórych mugolskich sportów. Sama Sophie zapisała się na gimnastykę artystyczną, bo uważała że jest to najwspanialszy sport na świecie, zaraz po quidditchu.
Również przydział do domów, nazywany przez uczniów inicjacją, nie przypominał zwyczajów ustalonych w większości szkół magii. Na początku każdego roku nowi uczniowie (najczęściej jedenastolatki) byli wywoływani na środek Wielkiej Sali. Każdy po kolei podchodził do wielkiego posągu założyciela szkoły, Luisa Moyi, i kładł dłoń na wyciągniętej ręce posągu. Kiedy wyboru dokonano, oczy posągu świeciły się na kolor oznaczający dany dom. A było ich pięć, każdy związany z jednym ze starożytnych magicznych istot. Dragonus, Sirenada, Gryffin, Fenixus i Sphinkson. Kolorem Dragonusa – Domu Smoka – była zieleń. Jego mieszkańców uważano za najodważniejszych i najsilniejszych. Kolorem Sirenady – Domu Syreny – był błękit. Uczniowie żartowali, że skoro tam trafiają same najładniejsze dziewczyny, to musi być to dom dla głupiutkich laleczek. Kolorem Gryffina – Domu Gryfa – została biel, jako że jej mieszkańców uważano za istoty nader uczciwe i lojalne. Czerwień przypadła Fenixsusowi – Domowi Feniksa – którego mieszkańcy szczycili się niebywałą mądrością. Czerń zaś przypadła w udziale Sphinksonowi – Domowi Sfinksa – jako że miała się ona kojarzyć z tajemniczością.
Diego trafił do domu uważanego w całej szkole za najlepszy – Domu Smoka. Nikogo wybór ten nie zdziwił. Chłopak był niebywale umięśniony, często dawał pokazy swej odwagi. Sophie, jako jedna z nielicznych, miała okazję zobaczyć go bez koszulki, gdy udała się na salę gimnastyczną, by poćwiczyć a on przypadkiem też tam był.
Blondynka od początku roku bezskutecznie próbowała zwrócić na siebie jego uwagę, ale nawet tak rzadko spotykany w Hiszpanii kolor włosów, jakim jest blond, nie pomógł. Również fakt, że Sophie trafiła do Domu Syreny nie działał na jej korzyść.
Ivette znów usiadła.
- Wiesz co się stanie, jak Elena się o tym dowie?
Blondynka pokiwała ponuro głową. Elena była  dziewczyną w wieku Sophie, uważaną za raczej sympatyczną, o brązowych włosach wpadających w rudy. Mieszkanka Gryffina cieszyła się niemałą popularnością wśród męskiej części uczniów, którzy nie zawsze zwracali uwagę na to, że dziewczyna ma już chłopaka. Był nim właśnie Diego.
Sophie nigdy nie miała zbyt dobrych stosunków z Eleną. Nie chodziło o to, że była uprzedzona, czy coś, ale dziewczyny odkąd tylko pamiętały, rywalizowały ze sobą ze wszystkim. Ich ojcowie byli dobrymi przyjaciółmi, dlatego od małego miały ze sobą kontakt. Mogły nazwać się koleżankami, ale nikim więcej. Mimo że ufały sobie bezgranicznie, nigdy nie zaprzyjaźniły się. Może wynikało to właśnie z tej rywalizacji, zwłaszcza jeśli chodziło o quidditcha, jednak Elena była jedyną osobą w szkole, która wiedziała o śmierci jej matki. Sophie doskonale wiedziała, że jej sekret jest u dziewczyny bezpieczny, dlatego ona również strzegła powierzonych jej tajemnic jak własnego życia.
- Nie dowie się – Sophie pokręciła stanowczo głową i wstała z łóżka. Złapała za pierwszą lepszą koszulkę i wciągnęła ja na siebie. Kiedyś w szkole obowiązkowe były mundurki, każdy w kolorze danego domu, teraz jednak zasadę tę nieco zmodyfikowano. Ubrania nie były aż tak jednolite, kupowało je się w specjalnym sklepie, założonym przez jedną z byłych uczennic, Larissę, córkę jednego z hiszpańskich milionerów. Sklep był spory, wypełniony wszelkiego rodzaju koszulkami, koszulami, bluzami, spodniami, spódniczkami, sukienkami, każde w kolorach domu, czasem z wyszytym godłem lub nazwą. Dzięki temu uczniowie zaczęli przestrzegać „mundurkowej” zasady, wybierając z szat czarodziejów, lub mugolskich strojów.
- Chciałam z nim dzisiaj wreszcie porozmawiać – wyznała Sophie, nie patrząc na Ivette. – A rozmawiać z nim nie może mi zabronić.
Iv pokiwała w milczeniu głową i stanęła przy wyjściu z dormitorium.
- Zaraz zacznie się śniadanie – powiedziała, zmieniając nagle temat. – Nie chciałabym żeby zjedli mi wszystkie krewetki.
Sanchez uśmiechnęła się i w biegu wkładając na siebie buty, ruszyła za przyjaciółką.

Sophie i Ivette wbiegły do Wielkiej Sali i usiadły przy drugim stole, którego zastawa miała delikatnie niebieski kolor. Tak jak wszystko należące do Domu Syren. Sophie uniosła głowę i spojrzała na sufit. Pomalowano go tak, że odnosiło się wrażenie, że mury szkoły kończą się hen daleko, daleko.
Blondynka zawsze uważała, że Wielka Sala to piękne miejsce. Ściany zdobiły godła poszczególnych domów, zaś nad stołem dla nauczycieli powieszono wielkie godło szkoły – złotą różę na zielonym tle, z nazwami domów wypisanymi na pięciu płatkach.
- Widzę, że zjawiła się nasza bogini słońca! – Na te słowa Sophie delikatnie uśmiechnęła się do Carlosa, wiecznie emanującego samozadowoleniem chłopaka z Domu Smoka. W szkole znał go każdy, wszędzie go było pełno, śmiano się również, że jeśli w jakikolwiek sposób objawia się odwaga Carlosa, to tylko w jego głupocie. Sophie zawsze lubiła tego drobnego bruneta, który, o ile wierzyć plotkom, podkochiwał się w niej od pierwszej klasy.
- Ile razy ci mówiłam, żebyś mnie tak nie nazywał? – spytała Sophie, udając zdenerwowanie, lecz jej to nie wyszło, bo głos miała pogodny.
- Nie potrafiłbym tego zliczyć, słonko – Carlos wyszczerzył do niej zęby. – Ale zaraz ci wymyślę nowe imię. Skoro grecki bóg słońca nazywał się Helios, to bogini nazywałaby się… Heliosa?
Blondynka uderzyła go w ramię.
- No wiesz co, Carl! Naprawdę przypominam ci jakąś Heliosę?
Ivette zachichotała cicho za jej plecami.
- Hej, Carl!
Sophie zamarła, dostrzegając wysokiego chłopaka zmierzającego w ich stronę. Poczuła jak bicie jej serca przyspiesza.
Diego położył dłoń na ramieniu Carlosa.
- Nie chcę przeszkadzać tobie i twojej pięknej Syrence, ale sam wiesz, Dorotea o ciebie pytała, nie radzę ci kazać jej czekać – Carlos pokiwał ze zrozumieniem głową i podniósł się z ławki. Uśmiechnął się jeszcze do Sophie, ale ona nawet tego nie zauważyła. Kątem oka bowiem spoglądała na Diego, który ruszył już stronę swojego stołu. Na chwilę ich spojrzenia się spotkały, a ze wzroku chłopaka Sanchez wyczytała zainteresowanie. Natychmiast odwróciła się w stronę Ivette.
- Słyszałaś to? – spytała przyjaciółkę cicho, z błyszczącymi z podekscytowania oczami. – Nazwał mnie piękną!
- A ty znowu dałaś Carlowi kosza.
Sophie zmarszczyła brwi.
- Przecież nic nie powiedziałam – zaprzeczyła, lekko kręcąc głową. Iv prychnęła.
- Gdybyś nie była tak wpatrzona w Diego, może byś dostrzegła, ze się do ciebie uśmiecha. Uwierz mi, że ten widok był dla niego wymowniejszy niż tysiąc słów.
Sophie uśmiechnęła się smutno i wstała.
- Chyba pójdę już po książki – powiedziała. – Spotkamy się pod salą Eliksirów.
Odeszła, nawet nie czekając na odpowiedź przyjaciółki. Naprawdę tak na niego patrzyłam? – spytała samą siebie, mimo iż podejrzewała, ze odpowiedź była twierdząca. Zacisnęła usta. Zawsze uważała Carlosa za swojego przyjaciela, lubiła go, bo był zabawny i nigdy nie traktował jej jak pustej laleczki. Ale nic więcej. Nie czuła do niego nic prócz czysto przyjacielskiej sympatii i wiedziała, że to się nie zmieni.

Schodząc, czy też zbiegając po schodach, wpadła na kogoś z impetem i wywróciła się.
- Nic ci nie jest?
Ktoś pomógł jej się podnieść i pozbierać książki.
- Dziękuję – powiedziała Sophie, unosząc głowę i zamarła. Stała przed Diego, który uśmiechał się do niej przyjaźnie.
- Przepraszam – powiedziała szybko. – Powinnam była patrzeć jak chodzę.
Zaczęła wpychać podręczniki z powrotem do torby.
- Ty jesteś Selmą, dziewczyną Carla, prawda?
Słysząc to pytanie, drgnęła nieznacznie.
- Sophie – poprawiła odruchowo. – Mam na imię Sophie. I nie jestem jego dziewczyną, tylko przyjaciółkę – Zabrzmiało to ostrzej niż chciała. Ortiz zaśmiał się tylko słodko.
- Naprawdę? Myślałem, że skoro tak często widuję was razem, to jesteście parą. Zwłaszcza, że Carl tak na ciebie patrzy.
Mimo woli, policzki Sophie pokryły się czerwienią.
- Taaak, też to zauważyłam – mruknęła. – Chyba powinnam już iść na lekcje – dodała po chwili milczenia.
- Masz teraz Eliksiry? – To pytanie ją zaskoczyło.
- Tak – powiedziała ostrożnie – skąd wiesz?
- W takim razie to jest twoje – powiedział Diego, ignorując pytanie i wciskając jej w dłoń kawałek pergaminu. Sophie spojrzała nań zdziwiona i zaraz się uśmiechnęła. To był jej plan zajęć, który zawsze nosiła przy sobie.
- Jesteś w drużynie Syren? – spytał ponownie brunet, a Sanchez przytaknęła. – Na miejscu ścigającej? Dobrze grasz.
- Niewiele osób mi to mówi – Sophie uśmiechnęła się. – Ale dzięki.
Ortiz wzruszył ramionami.
- Z nami i tak nie wygracie, można podnieść przeciwnika na duchu.
Blondynka wydęła usta i założyła ręce na piersi, jak obrażone dziecko. Już chciała mu jakoś dopiec, ale usłyszała wołanie.
- Diego!
Zobaczyła Elenę biegnącą do chłopaka.
- Miałeś na mnie czekać, ale okazało się że to ja musiałam czekać na ciebie, a i tak nie przyszedłeś! – Była zła, głos ją zdradzał. Diego objął ją ramieniem.
- Oj, nie bądź taka zła, kotku, po prostu zagadałem się z koleżanką i…
Elena wbiła wściekłe spojrzenie w stojącą tuż obok blondynkę, jakby dopiero teraz ją zauważając.
- Sophie – powiedziała, mrużąc oczy.
- Eleno – Głos Syreny był pozbawiony emocji. Ortiz za to przenosił wzrok z jednej na drugą, i tak w kółko.
- Aaaa! – powiedział nagle, a jego mina wskazywała na to, że doznał olśnienia. – Ta Sophie!
- Tak, ta Sophie, a my już naprawdę powinniśmy iść! – Elena stanowczo pociągnęła Diego za ramię. Chłopak posłusznie ruszył za nią.
- Miło było wreszcie cię poznać – rzucił na odchodnym, a Sophie uśmiechnęła się delikatnie.
- Taaaa – szepnęła, patrząc jak chłopak odchodzi.
Stała tak przez chwilę, aż poczuła na sobie czyjeś spojrzenie.
- Zawsze tak reaguje, gdy ktoś rozmawia z jej chłopakiem? – Sophie drgnęła, słysząc czyjś głos tuż za swoimi plecami. Odwróciła się i ujrzała wysokiego i chudego chłopaka, uśmiechającego się do niej. Włosy miał ukryte pod czapką, ale szare oczy błyszczały wesoło. Ubrany był w czarno-białą koszulę w kratę i ciemne spodnie. Sfinks – przemknęło Sophie przez myśl, w tym samym momencie, w którym stwierdziła, że chłopak jest przystojny.
- Nie mam pojęcia – odpowiedziała szybko, gdy zorientowała się, że przygląda mu się od kilku sekund. – Ale przypuszczam, że tak – dodała po krótkim namyśle.
Chłopak zaśmiał się cicho.
- Miłość to skomplikowana rzecz, nie mówiąc już o zakochanej kobiecie.
Sophie uśmiechnęła się lekko.
- A tak w ogóle to jestem Jaime – przedstawił się jej.
- Sophie – odparła dziewczyna, patrząc mu prosto w oczy. Szybko opuściła głowę, nagle poczuła się skrępowana, jakby stała tam co najmniej w samej bieliźnie.
- Nigdy nie widziałem hiszpanki z tak jasnymi włosami – powiedział jej, łapiąc opadający na twarz dziewczyny kosmyk.
- Ja też nie – To była pierwsza rzecz jaka przyszła jej do głowy. – Podobno moja mama miała takie same… – powiedziała to, nim zdążyła ugryźć się w język.
- Podobno? – Tego pytania się spodziewała. Pokiwała powoli głową.
- Odkąd tylko pamiętam farbuje włosy na czarno, nie wiem nawet akie miała wcześniej.
- Sophie, istoto piekielna, gdzieś ty się podziewała?!!!
Sanchez odwróciła się gwałtownie i z daleka dostrzegła biegnącą w jej stronę Ivette.
- Miło było cię poznać – powiedział jeszcze Jaime i odszedł nim Ivette zdążyła do nich dobiec.
- Sophie!
- Tak, tak – powiedziała blondynka, odwracając się do przyjaciółki. – Obiecałam na ciebie czekać pod salą, tak wiem.
- Sophie – powtórzyła szatynka, przyglądając się jej podejrzliwie – czy ty właśnie rozmawiałaś z Jaimem Pichardo?
Sophie zmarszczyła brwi.
- Miał tak na imię, tyle wiem – powiedziała i zaraz wykręciła głowę. – A czemu pytasz?
Ivette pociągnęła ją za rękę, kierując się w stronę sali od Eliksirów.
- Pamiętasz tę ankietę początku roku? – spytała. – Tę zrobioną przez Syrenki?
Sophie powoli pokiwała głową.
- No to widzisz, bo tam wcale nie wygrał Diego. Był drugi, zdecydowana większość dziewczyn twierdziła, że najprzystojniejszy jest właśnie Jaime Pichardo. Tylko, że wszystkie gadają o Diego, bo Jaime jest taki… niedostępny. Jak dotąd spotykał się tylko z dwoma ze szkoły, obydwie rzucił po kilku dniach. Kiedy w tamtym roku zaczął chodzić z Mariną, był ten atak na szkołę i Marina została zamordowana. Od tamtego czasu żadną się nie zainteresował, ani nawet na żadną nie spojrzał, a wszyscy zgodnie stwierdzili, że kochał Marinę i po prostu nie mógł się pozbierać. Więc teraz powiedz mi lojalnie jak to możliwe, że tak po prostu z tobą rozmawiał?
Sophie wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. On… mnie zagadał. Podszedł do mnie i zaczął rozmawiać.
Ivette uniosła brwi.
- Wróć. CO?!
Blondynka znów wzruszyła ramionami.
- Najpierw się pytał o Elenę, a potem o kolor moich włosów – poczuła jak się robi czerwona. Na szczęście były już przed salą od eliksirów. Sophie podbiegła do drzwi i je otworzyła. Natychmiast głowy wszystkich uczniów zwróciły się w ich stronę.
- Czyżby nasze Syrenki wreszcie przestały się przebierać i zaszczyciły nas swoją obecnością? – Ktoś odezwał się na tyle głośno, by dziewczyny go usłyszały. Natychmiast został uciszony chłodnym spojrzeniem nauczyciela.
- Usiądźcie, dziewczęta – zwrócił się do nich profesor. Sophie posłusznie zajęła wolne miejsce.
- Zapomnij o tym, dobrze? – poprosiła jeszcze Ivette i otworzyła książkę.


Anglia, Londyn, 1 września 1998

Obecnie

- Hermiono, tutaj!
Panna Granger z daleka dostrzegła machającą energicznie ręką Ginny. Przyjaciółka podbiegła do niej, niemal zwalając szatynkę z nóg.
- Tak się cieszę, że cię widzę! – krzyknęła rudowłosa do ucha Hermiony, która natychmiast zasłoniła je dłonią.
- Ginny! Chcesz żebym ogłuchła już pierwszego dnia?
- Przepraszam, nie chciałam – głos dziewczyny wcale na to nie wskazywał. – Po prostu brakowało mi tego twojego wymądrzania się przez te wakacje. Szkoda, że nie mogłaś przyjechać.
Hermiona zacisnęła usta. Gdy tylko zakończyła się wojna z Voldemortem, wyjechała, by odnaleźć rodziców. Gdy tylko to się stało, udała się do św. Munga, by uzdrowiciele przywrócili pamięć jej rodzicom. Trwało to kilka dni, które kosztowały Hermionę naprawdę dużo. Z reszta nawet gdyby jej rodzicom nic nie było, i tak nie odwiedziłaby Nory. Kilka dni po zakończeniu drugiej bitwy o Hogwart, pokłóciła się z Ronem. Kłótnia była naprawdę zażarta, na wierzch wyszło kilka nieprzyjemnych rzeczy, a wszystko zaczęło się od jakiejś błahostki, której Miona już nawet nie pamiętała. Od tamtego czasu nie odezwała się do Rona słowem, a on nie pozostawał jej dłużny.
Ginny złapała ją za ramię i pociągnęła.
- Chodź wreszcie, reszta czeka!
Hermiona posłusznie podreptała za przyjaciółką.
- Hermiono! – szatynka uśmiechnęła się szeroko i rzuciła się w stronę Harry’ego.
- Harry, jak się cieszę, że cię widzę!
- A nas tak nie przywitasz?
Hermiona odwróciła się gwałtownie i uśmiechnęła, przykrzywiając głowę.
- Co wy tu robicie? – spytała Freda i George’a, nie kryjąc zdziwienia na widok bliźniaków.
- Wróciliśmy do szkoły, Pani Prefekt – Fred wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Wy i nauka? Nie wierzę!
- To uwierz – George objął ją ramieniem. – Mamy bardzo ambitne plany na temat przyszłości. Skończymy szkołę, zdamy wszystkie OWUTEMy na Powyżej Oczekiwań i znajdziemy jakąś dobrze płatną pracę w Ministerstwie.
Hermiona popatrzyła na nich i otworzyła szerzej oczy.
- Naprawdę?
Fred nie wytrzymał i zaczął chichotać pod nosem.
- Czy tylko ja mam wrażenie, że ty z czasem głupiejesz, Hermiono? – spytał, gdy tylko jego wesołość minęła. – Oczywiście, że nie, ale matka powiedziała, że zaciągnie nas tam siłą. Zresztą to okazja, by rozprowadzić towar wśród młodszych uczniów. Wspaniała okazja!
Hermiona założyła ręce na piersi.
- Nie będziecie im tego sprzedawać!
- Och, przestań, Miona, przecież wiesz, że to nie jest groźne!
- Tak, ale uczy złych nawyków! Namawiacie pierwszoroczniaków do wagarowania! Nie mogę na to pozwolić!
George położył dłoń na ramieniu brata.
- Odpuść, bo odzywa się w niej dawna Pani Prefekt. Za chwilę zacznie kilku godzinny wykład na temat tego, co możemy, a czego nie możemy robić i…
- Wcale nie miałam zamiaru nic wam mówić – zaprzeczyła gwałtownie panna Granger, ale jej policzki lekko poróżowiały. – No dobrze, może miałam taki zamiar – mruknęła pod nosem.
Usłyszała pisk kół na torach, na peron wtoczyła się tak dobrze jej znana czerwona lokomotywa. Express Londyn – Hogwart. Hermiona sięgnęła po kufer.
- Lepiej chodźmy szybko zająć jakiś przedział – powiedziała, spoglądając na przyjaciół i dopiero teraz dostrzegając Rona, stojącego obok Harry’ego. Kąciki ust natychmiast opadły, kiedy wbiła nienawistne spojrzenie w rudzielca.
- Hermiono – Głos Rona był zimny jak lód, a jej imię w jego ustach brzmiało tak obco i nieprzyjemnie.
- Ron.
Przez chwilę patrzyli na siebie bez słowa, aż Hermiona odwróciła się do Ginny i ruszyła za Weasleyówną.
- Czemu nie możecie się pogodzić? – Harry stanął obok niej i pomógł jej wnieść kufer do pociągu. Szatynka wzruszyła ramionami.
- Sama nie wiem… Może po prostu nie chcę być tym pierwszym, który przeprasza – Te słowa z trudem przeszły przez gardło Gryfonki. Była to jednak bolesna prawda, duma Hermiony nie pozwalała na pierwszy ruch.
Harry westchnął.
- Nienawidzę kiedy ze sobą nie rozmawiacie. Mam nadzieję, że tym razem przynajmniej nie będziecie się kłócić przy pierwszej lepszej okazji – To mówiąc, Potter pozostawił szatynkę samą.

~*~

- Draco! – Pansy rzuciła się na szyję blond włosego chłopaka i mocno go objęła. Malfoy odsunął się od niej ze wstrętem, lekko marszcząc twarz.
- Mogłabyś mnie puścić, Pansy? Jakoś nie mam zamiaru już pierwszego dnia trafić do skrzydła szpitalnego – Starał się, by zabrzmiało to delikatnie, nie chciał wyjść na gnojka już na początku. Parkinson odsunęła się od niego i uśmiechnęła się uroczo. Przy najmniej myślała, że właśnie tak się uśmiecha.
- Tęskniłam za tobą, Dracusiu – powiedziała, patrząc z zachwytem na jego twarz. Nieświadomie złapała go za rękę. – To będzie wspaniały rok, mówię ci. Podobno nauczyciele maja zorganizować wielki bal na Boże Narodzenie!
- Pansy, słonko, jeśli chcesz, by twój plan uwodzenia Draco się powiódł, radziłabym ci się od niego odczepić, chociaż na ten jeden dzień.
Draco odwrócił się i przyjrzał uważnie stojącej przed nim dziewczynie. Krótka sukienka odkrywała jej długie, zgrabne nogi, zwracała uwagę na wąską talię i wyraźnie odznaczała piersi dziewczyny, a delikatnie zielony kolor materiału podkreślał niezwykłą barwę jej oczu. Tak, Draco jak zwykle zmuszony był stwierdzić, ze Ariadne wygląda wspaniale. Ładnie i seksownie.
- Ty też postanowiłaś wrócić, Green? – spytał z ciekawości, bo nie widział powodu dla którego Ariadne miałaby powtarzać rok. Brunetka uśmiechnęła się, ukazując komplet białych, prostych ząbków.
- A co, nie widać? – rozłożyła lekko ręce. – Tak, postanowiłam wrócić. Czasem ciężko mi to przyznać, ale brak by mi było tej szkoły. Zwłaszcza quidditcha.
Draco uśmiechnął się. Jemu również by tego brakowało. Na miotle czuł się niesamowicie swobodnie, czuł, że żył. Ariadne również pasjonowała się tym sportem, poznali się właśnie w drużynie, bo brunetka zawitała do Hogwartu dopiero na piątym roku.
- Zresztą, Draco, nie zgadniesz co…
- Ariadne!
Dziewczyna odwróciła się i znów uśmiechnęła.
- Blaise!
Ciemnoskóry podszedł do niej i objął ją ramieniem.
- Czy tylko mi się zdaje, czy ty naprawdę piękniejesz z roku na rok?
- Och, Blaise, gdybym tylko wiedziała, że nie mówisz tego każdej!
Wyrwała się z jego uścisku, zdejmując z głowy okulary przeciwsłoneczne.
- Smoku – Blaise dopiero teraz podszedł do Dracona. – To co, robimy taką samą imprezę jak dwa dni temu, żeby uczcić wielki powrót?
Malfoy uśmiechnął się.
- Czytasz mi w myślach, Diable! Kiedy się nauczyłeś legilimencji?
Ariadne oparła się o ramię Zabiniego.
- Do tego najpierw musiałby nauczyć się myśleć – powiedziała i zaśmiała się wrednie. Nagle umilkła, wpatrując się w jakiś punkt na peronie.
- A ten to kto? – spytała, wskazując jakiegoś wysokiego chłopaka z ciemno-brązowymi włosami. Draco wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia. Pewnie jakiś nowy…
- Łał. Niezłe z niego ciacho – szepnęła pod nosem Green, bardziej do siebie, niż do kogoś konkretnego. Obróciła się do Pansy i uniosła kącik ust.
- Chyba nie żałuję, że tu wróciłam – powiedziała i znów spojrzała na chłopaka. Brunet chyba to wyczuł, bo spojrzał dokładnie na nią i ich spojrzenia się spotkały. Draco dostrzegł w spojrzeniu nowego coś więcej niż tylko zwykłą ciekawość. Pokręcił z politowaniem głową i odwrócił się. ze zdumieniem spostrzegł, że Blaise już się nie uśmiecha, tylko wpatruje z nienawiścią w nowego.
________________________________

Taaak, wiem, mam dwa dni spóźnienia. Tak, wiem, spieprzyłam końcówkę. Tak, wiem, że nic się nie dzieje, ale spokojnie, jeszcze się akcja rozkręci, obiecuję! A teraz lecę uzupełnić zakładki o szkołach :D I inne, jakie mam w planach.

9 komentarzy:

  1. E tam dla takiego rozdziału da się wybaczyć :D Ciekawie się zaczyna i nie mogę się doczekać co dalej :D
    Zapraszam na panstwoweasley.blogspot.com i proszę o opinie :D
    Weny:D
    Pozdrawiam,Lili:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, dziękować, dziękować! A ja się bałam, że was zawiodłam :)

      Usuń
  2. Boski rozdział ;* Ten wątek o Sophie się nieźle zaczyna :D Szkoda że Ron i Hermiona się pokłócili :(
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uch, nie może być cukierkowo, a Ron nie może być z Hermioną. To moja dewiza życiowa. Przynajmniej jeśli chodzi o pisanie :D I cieszę się straszliwie, że tak uważasz ^^

      Usuń
  3. No musze przyznać, że rozdział jest genialny, a wątek z tym nowym chłopakiem jest intrygujący. Życze weny i Zapraszam:) http://bowszystkocodobre.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od niego wszystko się zaczęło, będzie ciekawie, obiecuję!
      Również weny ci życzę!

      Usuń
  4. Zerknij do najnowszej notki na Zaczarowanych Szablonach. Pojawiło się tam twoje zamówienie.
    Pozdrawiam,
    J.

    OdpowiedzUsuń
  5. O ja niewdzięczna, o ja zła, o ja okropna! Ty też zasługujesz na ochrzan! Dlaczego mi nie przypomnialas, że nie skomentowałam?! A jest co!
    Podoba mi się ta szkoła w Hiszpanii, jestem ciekawa jak to powiazesz z Hogwartem. No i Jaime już podbił moje serce!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, powiązanie ukaże się około, tak myślę, dwudziestego któregoś rozdziału. A wtedy... zaszaleję :D
      Jaime <3 Też go kocham :D

      Usuń