Hiszpania, Madryt, 18 kwietnia 1995 roku
3 lata wcześniej
Sophie siedziała w bibliotece i ze znużeniem przewracała
kolejne strony wielkiej księgi o magicznych roślinach i ich właściwościach.
Musiała zrobić zadanie na zielarstwo, esej na trzy stopy pergaminu na temat
Ramiraku Pospolitego i wszystkich jego magicznych cechach.
Ziewnęła, powoli podnosząc dłoń, by zakryć usta. Miała dość
księgi i wszystkich roślin. Zastanawiało ją czemu taki przedmiot jak zielarstwo
był obowiązkowy…
- Sophie! – blondynka powoli uniosła głowę, by zobaczyć kto
ją woła. Do biblioteki wkroczyła Elena. Jej ciemne włosy błyszczały w słońcu, a
na twarzy gościł piękny uśmiech.
- Sophie, słonko, jak dobrze cię widzieć.
Sanchez uniosła lekko brwi i wpatrywała się bez słowa w
koleżankę swoimi wielkimi jak spodki oczami. Nie miała pojęcia skąd ta nagła
zmiana w jej zachowaniu. Nigdy jakoś nie okazywały sobie sympatii, a teraz…
teraz Elena stała nad nią i się szeroko uśmiechała.
- Też się cieszę, że cię widzę – powiedziała Sophie
ostrożnie, a kąciki jej ust wygięły się lekko do góry w grymasie, który zapewne
miał być uśmiechem.
Elena usiadła naprzeciwko niej i spojrzała na księgę.
- Zadanie z zielarstwa? – spytała niewinnym tonem i wydęła
lekko usta. Przez chwilę bawiła się piórem blondynki leżącym na stole, pochłaniając
się tej czynności bez reszty. Po chwili jednak klasnęła w dłonie.
- No, Sophie, to może ja ci nie będę przeszkadzać i od razu
przejdę do konkretów. Bo przyszłam, by z tobą porozmawiać. Zauważyłam, że
ostatnio zawierasz nowe znajomości…
- I..?
Sophie przerwała jej szybko. Nie miała zamiaru tracić czasu
na takie pogaduszki.
- Co w związku z tym?
Elena przez dobrą chwile milczała, ale w końcu odezwała się,
a jak to zrobiła, w jej glosie nie było nawet najmniejszej szczypty sympatii.
- Powiem tak, Sophie. Trzymaj się z daleka od Diego, albo
pożałujesz.
Brunetka gwałtownie odsunęła krzesło i wstała. Szybkim
krokiem zmierzała do wyjścia z biblioteki. W progu obróciła się jeszcze.
- Pamiętaj o tym! – krzyknęła i zatrzasnęła drzwi. Rozległ
się wściekły syk pani Evanerry, bibliotekarki, której uszy nie mogły znieść
takiego hałasu w tym świętym dla niej miejscu.
Przez jakieś trzydzieści sekund Sophie wpatrywała się w
drzwi, zanim się ocknęła. Zerknęła na książkę o roślinach, kawałek pergaminu i
pióro. Pokręciła głową i zamknęła wielkie tomisko. Jakoś nie miała teraz siły
na zielarstwo.
Wyszła z biblioteki i wkroczyła na dziedziniec. Spojrzała na
wieżę zegarową, mocno odchylając głowę do tyłu. Zbliżała się już pora obiadu.
Sophie poczuła jak na samą myśl o przepysznej paelli burczy jej w brzuchu. Z
radością ruszyła do wielkiej sali, która swą nazwę zawdzięczała wielkości. Jak
zawsze usiadła przy stole z niebieską zastawą. Obficie nałożyła sobie kurczaka
po włosku i sałatki greckiej oraz cały talerz wszelkiego rodzaju ciast i
deserów. Z ochotą zabrała się za jedzenie, nawet nie zwracając uwagi na dziwne
spojrzenia tych kilku innych osób w sali.
Ludzie dopiero schodzili się na obiad. Większość wracała z
lekcji, dlatego co po niektórzy dzierżyli w dłoniach paski od wielkich toreb.
- Jestem wykończona – Ivette zwaliła się na miejsce obok
Sophie. – I mam już serdecznie dość tej kobiety od wróżbiarstwa. Za każdym
razem, gdy mnie widzi, powtarza, że przeżyję szok i zamknę się w sobie, gdy
jedno z moich przyjaciół zdradzi i stanie się potworem! Nie no, naprawdę, może
i byłabym skłonna jej uwierzyć, gdyby nie te stroje!
Blondynka wybuchła głośnym, pięknym śmiechem, na widok
sfrustrowanej miny przyjaciółki. Odkąd tylko Ivette zapisała się na
wróżbiarstwo, bo uważała, ze to będzie niezła zabawa, narzekała na nauczycielkę
i jej wróżbę o załamaniu.
- Ale ja ci powiem, że dzisiaj przeszła samą siebie.
Powiedziała, że to stanie się w te wakacje!
Sophie nie wytrzymała. Złapała się mocno krawędzi stołu i za
wszelką cenę starała się uspokoić, by nie zakrztusić się jedzeniem.
- A z czego tak się cieszy moje słoneczko? – Carlos stanął
za dziewczynami i przyglądał się im z rozbawieniem.
- Z-z jej prze-p-powiedni – wyrzuciła z siebie Sanchez, w
przerwach między napadami śmiechu. Carl uśmiechnął się szeroko.
- Znowu? – spytał i zachichotał pod nosem. On również
wsłuchiwał się w narzekania szatynki o jej marnym losie i jeszcze marniejszej
nauczycielce wróżbiarstwa.
Ktoś stanął obok stołu.
- Sophie – Diego uśmiechnął się do niej szeroko. – I jak,
gotowa na ostatni mecz quidditcha w tym roku?
Sophie natychmiast się uspokoiła i odwzajemniła uśmiech.
- Na to zawsze jestem gotowa – powiedziała, bawiąc się
widelcem. – W tym roku nie liczcie na zwycięstwo, Diego – dodała z wyzywającym
uśmiechem. Brunet parsknął śmiechem.
- Uwierz mi na słowo, słodka, moja drużyna nie ma zamiaru
przegrać z grupą panienek.
Na słowo „słodka” Sophie drgnęła i prawie oblała się
rumieńcem. Na szczęście prawie. Nawet nie dała po sobie poznać, że to
usłyszała.
Ortiz patrzył jeszcze na nią przez chwilę, która dla
blondynki zdawała się być całą wiecznością. Myślała, że serce samo wyskoczy jej
z piersi, ale Diego odwrócił się i odszedł. Patrzyła jeszcze na niego, aż w
tłumie dostrzegła zgniewaną twarz Eleny, co natychmiast ją ostudziło, jak kubeł
zimnej wody.
- Cholera – wyrwało się jej. – Cholera! My nie mamy z nimi
szans!
Co jak co, ale na quidditchu Sophie zależało aż zbyt mocno.
Dziewczyna uważała, że to nie dość, ze ekscytujący sport, to jeszcze kochała
czuć wiatr we włosach i smak zwycięstwa na ustach. Jednak drużyna Syren nie
zawsze grała tak olśniewająco, jak wyglądała. Niestety często, pomimo że
dziewczyny bardzo się starały i tak nie miały szans z innymi drużynami. Przede
wszystkim przeważał fakt, że brak mężczyzn w drużynie równa się brakowi silnego
pałkarza. Mimo wszystko Sophie nie miała powodów, by narzekać. Jej drużyna
naprawdę była porządna, nawet z Amelią i Camilą na miejscach pałkarzy. Te dwie,
mimo że wcale nie wyglądały na specjalnie mocne i chętne do gry ze swoimi
idealnie ułożonymi fryzurami i pomalowanymi paznokciami, potrafiły naprawdę
mocno uderzyć pałką w tłuczka, przy czym zawsze trafiały do celu, bo oko miały
doskonałe.
Sophie rzuciła widelec na stół i zerwała się gwałtownie.
- Sophie, gdzie ty idziesz? – zapytała Ivette, gdy zobaczyła,
że dziewczyna zmierza do wyjścia.
- Idę na trening. Zamierzam wygrać ten mecz, nie ważne czy z
resztą drużyny, czy bez. Tym razem pokażemy całej szkole, że nie jesteśmy tylko
te ładne. Pokarzemy, że jesteśmy godne samego pucharu szkolnych mistrzostw w
quidditchu!
Aaron stał na środku peronu pełnego nieznanych mu ludzi.
Jego siostra stała się zaginioną w tłumie, bo nigdzie nie mógł jej dostrzec.
Podparł się pod boki i rozejrzał leniwie po otaczającym go świecie. Nie licząc
tłumu czarodziejów w kolorowych mugolskich strojach i czerwonej lokomotywy,
peron był bardzo ponury. Nie można było tu znaleźć żadnego koloru prócz
szarości, różnych jej odcieni, ale wszystkie były tak samo smętne.
To miejsce różniło się od peronu, na którym stawał pociąg do
jego poprzedniej szkoły. Tam było kolorowo, ściany zbudowane były z cegieł o
najróżniejszych kolorach, od brązów przez czerwienie do żółci. Tylko że jego
szkoła była inna, przede wszystkim nie dla takich ogromnych ilości uczniów.
Poczuł na sobie czyjeś spojrzenie. Zmarszczył lekko brwi i
odwrócił głowę. Od razu odnalazł patrzącą na niego osobę. Była to dziewczyna,
opierała się na ramieniu ciemnoskórego chłopaka. Obok stała jeszcze jakaś inna,
zapewne koleżanka i jakiś blondyn. Z całej tej grupy najbardziej wyróżniała się
ta, która na niego patrzyła. Miała gęste, kręcone kasztanowe włosy, a ubrana
była w raczej skąpą, zieloną sukienkę. Lustrował ją wzrokiem, wiedząc, że ona
robi dokładnie to samo. Ma zgrabne nogi, szczupłe i długie, pomyślał, i ładną
sylwetkę.
Odwrócił głowę. Był nowy, a nie chciał już pierwszego dnia
sprawiać wrażenia faceta, który tuż po przybyciu do nowej szkoły, szuka ładnych
dziewczyn, towarzyszek na jedną noc. Nie był swoją siostrą, by tak postępować.
Ktoś stanął za nim i zasłonił mu dłońmi oczy.
- Zgadnij kto, braciszku – usłyszał znajomy głos i zamarł.
Powoli obrócił się i wtedy zrozumiał, że się nie przesłyszał. Przed nim stała
wysoka brunetka, o bardzo charakterystycznych rysach twarzy.
- Rai? – powiedział z niedowierzaniem i uśmiechnął się.
przytulił dziewczynę mocno.
- Co ty tu robisz?!
Raisa odsunęła się od niego, cały czas szczerząc zęby.
- W końcu udało mi się namówić tatę, by pozwolił mi tu
przyjechać. Sam i tak przejął posadę nauczyciela Starożytnych Run, więc pewnie
gdzieś tu jest, razem z Leandrą, chociaż mam nadzieję, że nie będzie chciał z
tobą rozmawiać. Ale jestem tu, tak jak ci obiecywałam, braciszku!
Nie byli spokrewnieni, jednak znali się od tak dawna, że
traktowali się jak rodzinę. Aaron przyjaźnił się z Raisą odkąd tylko sięga
pamięcią i tak też zostało. Był również miłym gościem na dworze rodziny
dziewczyny.
- O matko, Lea idzie. Możemy już wsiąść do pociągu?
- Czemu? – Aaron zmarszczył brwi.
- Uwierz mi na słowo , braciszku, że nie chcesz się z nią
zmierzyć, bo…
- Aaron!
Leandra już biegła w ich stronę, energicznie machając ręką.
Nic się nie zmieniła, chociaż wielu chłopców na peronie śledziło ją wzrokiem.
Jednak dla samego Aarona ona zawsze była tylko małą dziewczynką, którą poznał
wiele lat temu.
Lea podbiegła do nich. Przez chwilę wyglądała jakby miała
zamiar rzucić się na Aarona i go przytulić, ale w ostatniej chwili stanęła i
uśmiechnęła się.
- Cześć, Lea – powiedział swobodnie, przyglądając się jej.
Między nią a Raisą dało się dostrzec tylko delikatne podobieństwo. – Czyli ty
też postanowiłaś się przenieść do Hogwartu?
- Taaak…
Dziewczyna nagle stała się jakaś małomówna. Zapadła niezbyt
zręczna cisza.
- O, tato! – Raisa zamachała ręką w stronę ciemnowłosego
mężczyzny, nadchodzącego z naprzeciwka.
- Aaron, jak miło cię znowu spotkać.
- Pana też, panie ane’Handres. Słyszałem, że będzie pan
uczył runów.
Mężczyzna uśmiechnął się.
- Tak, dostałem taką propozycję i postanowiłem ją przyjąć.
Ale, gdzie podziała się Sevi? Tylko nie mów, że ją zgubiłeś!
Cała czwórka zachichotała.
- Znając Ev, to włóczy się po całym peronie, zbierając
przyjaciół.
- Może wy też powinniście to zrobić? Ale wybaczcie mi, muszę
się udać do przedziału dla nauczycieli, obowiązki wzywają.
Odszedł.
- Och, my też powinniśmy już iść, prawda braciszku? – Raisa pociągnęła
Aarona za ramię i weszła do pociągu. – Znajdźmy jakiś pełny przedział, by Lea
nie chciała się dołączyć, błagam!
Ruszyła zatłoczonym korytarzem, torując sobie drogę.
- Co się stało, że chcesz unikać siostry? – spytał brunet,
podążając za przyjaciółką.
- Matko – dziewczyna wywróciła oczami – ślepy jesteś, czy
co? O! tu są dwa miejsca!
Otworzyła drzwi do jednego z przedziałów. Było tam sześć
miejsc, z czego cztery zajęte. Przy samym oknie siedział blond włosy chłopak,
obok niego jakiś ciemnoskóry. Przy drugim oknie miejsce zajęła niska dziewczyna
o twarzy mogącej kojarzyć się z jakimś zwierzęciem, a obok niej usiadła…
Aaron przełknął ślinę. Była to ta sama dziewczyna, która
patrzyła się na niego na peronie.
- Wolne? – spytała Rai, wskazując na dwa miejsca. Przez
chwilę panowała grobowa cisza, ale przerwała ją brunetka w zielonej sukience.
- Tak – powiedziała i uśmiechnęła się lekko, zerkając z
ciekawością na Aarona, który za wszelką cenę starał się na nią nie patrzeć. Rai
też się uśmiechnęła i usiadła koło ciemnoskórego. Czyli brunetowi zostało tylko
miejsce obok niej…
Usiadł powoli, nie patrząc w prawo. Pociąg ruszył.
- To o co chodzi z Leą?
Raisa znów wywróciła oczami.
- Ślepy jesteś, braciszku? Myślałam, że to jasne dla
każdego!
- Czyli?
- Ona się w tobie zakochała, idioto!
Aaron zamarł. Nie spodziewał się tego.
- C-co?
- ZA – KO – CHA – ŁA SIĘ W TO – BIE! Mam powtórzyć? – na
ustach przyjaciółki pojawiło się coś na kształ złośliwego uśmiechu.
- Nie, chyba już zrozumiałem.
Zamilkli. Aaron spojrzał w szybę.
- Ale jak to? – spytał nagle z niedowierzaniem. – Przecież
my się znamy od… od zawsze! Ona jest dla mnie taką młodszą siostrą! Myślałem,
że ona czuje podobnie…
- To się myliłeś. Niestety, Lea nadal ma nadzieję, że
zwrócisz na nią uwagę, mimo że tłumaczyłam jej, że tak na pewno się nie stanie.
- A skad ty to właściwie wiesz? – Aaron przyjrzał się
przyjaciółce podejrzliwie. Ta uśmiechnęła się tylko pięknie.
- Wiesz, trzymanie twojego zdjęcia pod poduszką, zapisywanie
na marginesach Leandra Berdascky i wypisywanie na kartkach 52 powodów dlaczego
go kocham, przy czym go jest zastąpione imieniem i nazwiskiem nie jest zbyt
mądrym posunięciem, gdy nie chce się, by ktoś się o tej miłości dowiedział. O,
chcesz zobaczyć tę listę? Nieźle się ubawiłam ją czytając, zaręczam, że tez
będziesz się śmiał!
Aaron uśmiechnął się delikatnie.
- Chyba sobie odpuszczę, ale dzięki.
Oparł się wygodnie o siedzenie.
- Gdzie jest Sevi? – spytała Raisa, tak samo jak wcześniej
jej ojciec.
- Ev? Pewnie szuka już swoich towarzyszy na jedną noc.
Rai uśmiechnęła się lekko.
- O wilku mowa.
Brunet obrócił się. Korytarzem szła wysoka blondynka. Ubrana
była w czarną bluzę i krótkie spodenki, a na nogach miała trampki.
- RAI!
Dziewczyna gwałtownie otworzyła drzwi od przedziału i wbiła
wściekły wzrok w brunetkę.
- Tu suko, mówiłaś, że nie możesz tu przyjechać! A ja tu idę
korytarzem, patrzę, a tam Lea stoi! Miałam ochotę cię zabić i, mówiąc szczerze,
nadal ją mam.
- Naprawdę? – Rai udała zdziwioną. – Nie mówiłam ci, że była
mała zmiana planów? Och, ja niedobra, jak mogłam zapomnieć o swojej drogiej
przyjaciółce? A może nie miałam zamiaru jej nic mówić i pojawić się znikąd?
Niespodzianka?
Sevi wypuściła głośno powietrze z ust.
- No ale mi mogłaś powiedzieć! Stawiasz mi za to Ognistą w
Hogwarcie.
Oparła się o framugę.
- Widziałaś te mundurki? Masakra, będę w nich wyglądała
paskudnie, a miałam zamiar wyglądać tak, wiesz, sexy. A tu się okaże, że na
pierwszy dzień do szkoły zawita czarny wór na ziemniaki!
Raisa zaśmiała się głośno.
- Dla nich chyba wyglądasz aż nazbyt seksownie –
powiedziała, wskazując na jakiś chłopaków stojących za plecami dziewczyny i
wpatrujących się w nią aż nazbyt intensywnie. Sevi uśmiechnęła się.
- Słuszna uwaga. A teraz mi wybaczcie, mam pilne sprawy do
załatwienia.
Podeszła do chłopaków i od razu zaczęła z nimi rozmawiać. Po
chwili odeszli.
- Czasem nie wierzę, że to moja siostra – oznajmił Aaron,
patrząc za odchodzącą blondynką.
- Nie narzekaj – żachnęła się Rai. – Wolałbyś taką Leę?
Aaron uniósł ręce w obronnym geście.
- Możemy nie poruszać tego tematu?
Raisa wydęła usta. Zatarła ręce.
- W takim razie powiedz mi co robiłeś na wakacje.
~*~
Ariadne wsiadła do pociągu za Draco i Blaisem. Jej myśli
błądziły wokół jednego chłopaka. Nowy.
To słowo nie dawało jej spokoju. Nowy,
nowy, nowy. Chłopak był przystojny, a przynajmniej na takiego wyglądał z
daleka. Dziewczyna czuła nieopartą ochotę, by poznać go bliżej.
Szybko znaleźli wolny przedział. Draco i Pansy zajęli
miejsca obok okien, Ariadne usiadła naprzeciwko Blaise’a, obok Parkinson.
Oparła się łokciami o nogi i wbiła wzrok w okno. Jakoś straciła ochotę na
rozmowę.
Czuła na sobie jego wzrok i w końcu nie wytrzymała.
- Blaise, mógłbyś się na mnie nie patrzeć? – spytała, czując
coraz większą wściekłość. Czarnoskóry wpatrywał się bowiem w jej dekolt, przez
co czuła się trochę niezręcznie, zwłaszcza, że jej sukienka nie miała
ramiączek.
Blaise gwałtownie uniósł głowę.
- Wcale się na ciebie nie patrzyłem! – zaprzeczył
gwałtownie, ale zaraz wyszczerzył zęby.
- Tak, uważaj bo uwierzę.
Znów zapadła cisza. Przerwało ją wejście jakiejś dziewczyny.
- Wolne? – spytała tamta, wskazując na dwa miejsca. Cisza.
Nikt nie kwapił się do odpowiedzi. Ariadne uniosła głowę. Wtedy go dostrzegła.
Tego samego chłopaka, na którego zwróciła uwagę na peronie.
- Tak – powiedziała szybko i spojrzała na chłopaka, który
zajął miejsce obok niej. Z bliska był jeszcze przystojniejszy. Ciemne włosy,
ciemne oczy, ciekawe rysy twarzy… coś tajemniczego. Coś, co bardzo jej się
spodobało.
- Draco – odwróciła głowę, starając się nie zerkać na
nowego. Blondyn spojrzał na nią. – wiesz może kto jest kapitanem drużyny w tym
roku?
Malfoy przez chwilę patrzył na nią bez słowa.
- Nie mam pojęcia – przyznał. – Ale myślę, że z tego tłumu idiotów tylko ja się nadaję na
tę pozycję.
Ariadne zaśmiała się cicho.
- To lepiej się z nią pożegnaj, bo właśnie patrzysz na
nowego kapitana!
Wyjęła z torby lśniącą odznakę i pokazała koledze. Draco
przez chwilę milczał, wpatrując się w znaczek, a jego oczy z każdą chwilą
robiły się coraz większe.
- CO?! Ty kapitanem? TY?! Kto był takim idiotą, że zrobił
ciebie kapitanem, Green? Przecież nikt o zdrowych zmysłach, by tak nie
postąpił!
Ariadne uśmiechnęła się olśniewająco.
- Raczej kto był tak mądry, że nie zrobił nim ciebie, tak
powinno brzmieć to pytanie. Gratulacje dla tej osoby, aż mam ochotę przesłać
jej kwiaty!
Draco zacisnął dłonie, knykcie mu zbielały.
- Daj spokój, Smoku, na pewno nie będzie tak źle. Skoro
zrobili Arię kapitanem, znaczy, że się nadaje.
Ariadne uśmiechnęła się znowu, tym razem do czarnoskórego.
- Och Blaise, jeśli liczysz na to, że zdobędziesz mnie
takimi słówkami, to się mylisz. Musiałbyś się bardziej postarać, bym wylądowała
w twoim łóżku.
Zabini spojrzał na nią, jego mina nie zdradzała niczego.
- Niby co musiałbym zrobić? – spytał obojętnym tonem.
Ariadne wzruszyła ramionami.
- No wiesz, kilka pudełek czekoladek czy cukierków z
liścikami miłosnymi, a byłoby mi obojętne z kim leżę.
Blaise otworzył szerzej oczy.
- Serio czytasz takie liściki? – spytał z lekkim szokiem na
twarzy, a Green uśmiechnęła się szeroko.
- Nie no, co ty – odpowiedziała szybko. – Słodycze zjadam, a
liściki idą na podpałkę.
Draco zaśmiał się cicho i poklepał przyjaciela po ramieniu.
- Powodzenia.
Ariadne wyszczerzyła zęby.
- Nie, ale tak na serio to trzeba mnie baaardzo zadowolić, bym się z kimś przespała.
Blaise umilkł nagle, gdy drzwi przedziału się otworzyły i
stanęła w nich bardzo ładna dziewczyna, wysoka blondynka. Zaczęła rozmawiać z
siedzącym obok Arii chłopakiem, przy czym on nazwał ja swoją siostrą. Gdy
wyszła, Ariadne pochyliła się w kierunku kolegi.
- I co, Blaise, znalazłeś sobie inną? – spytała i zaraz
wybuchła śmiechem na widok jego miny. Wstała z siedzenia i przeciągnęła się jak
kot.
- To będzie wspaniały rok – powiedziała głośno i wyszła z
przedziału. Gdy mijała nowego, zerknęła na niego z uśmiechem. Tak, pomyślała, nawet lepszy niż wspaniały.
~*~
Harry siedział w przedziale wraz z Ronem, Hermioną i Ginny.
Pociąg dopiero co ruszył ze stacji, a on już pragnął znaleźć się na miejscu.
- A co ty robiłeś w wakacje, Harry? – spytała go Hermiona.
Czarnowłosy uśmiechnął się lekko.
- Byłem w Dolinie Godryka, odwiedziłem groby rodziców –
powiedział cicho. – Byłem też w Muszelce. Nawet nie wiecie jaką ulgę poczułem,
gdy Fleur zgodziła się zaopiekować Teddym przez ten rok.
Teddy był synem Remusa Lupina i Nimfadory Tonks, ale oboje
zginęli w wielkiej bitwie o Hogwart. Harry, jako ojciec chrzestny, miał
obowiązek zaopiekować się młodym Lupinem, jednak chciał po raz ostatni pojechać
do Hogwartu i w pełni zakończyć swoją edukację. Dla tego szukał kogoś, kto byłby
skłonny zaopiekować się maluchem. Na szczęście jak Fleur o tym usłyszała, od
razu się zgodziła. Bardzo polubiła małego Teddy’ego i chciała się nim zająć
również z uwagi na pamięć o jego rodzicach, których znała.
Zapadła cisza, którą przerwało nagłe wejście jakiejś
dziewczyny do przedziału.
- Czy te miejsca są wolne? – spytała, patrząc po ich
twarzach.
- Mhm – Hermiona jako pierwsza pokiwała głową. – Siadaj.
- Dzięki – blondynka uśmiechnęła się z wdzięcznością. –
Jestem Sevi – przedstawiła się im, nie przestając się uśmiechać. Oni
natychmiast zrobili to samo.
- Jesteś tu nowa? – spytał Harry, przyglądając się jej
uważnie. Sevi pokiwała głową.
- Przyjechałam tu z bratem – powiedziała. – Bliźniakiem –
dodała, widząc ich pytające miny. – Ale on sobie siedzi w innym przedziale ze
swoją przyjaciółką, starając się unikać jej siostry i ja zostałam sama. A wy
macie jakieś rodzeństwo?
Popatrzyli na siebie. Harry i Hermiona pokręcili głowami, a
Ron i Ginny popatrzyli na siebie i wybuchli śmiechem. Sevi popatrzyła na nich
ze zdziwieniem i uniosła brwi.
- Tak, mamy rodzeństwo – powiedziała Ginny.
- Jest nas siódemka – uściślił Ron. Sevi przez chwilę
milczała, kiwając głową.
- Sporo – powiedziała. – Zagralibyście w magiczne gargułki?
– spytała. – Bo straaaasznie mi się nudzi.
Wszyscy zgodzili się na to. Gra tak ich wciągnęła, że nim
się zorientowali, trzeba się było przebierać. Harry i Ron odwrócili się, by
dziewczyny mogły bez skrępowania zmienić szaty. Potter zerknął w stronę szyby.
Tuż przy niej stała Sevi, w oknie widać było jej odbicie. Czarnowłosy
pochłaniał wzrokiem każdy widoczny kawałek jej ciała. Była bardzo chuda, widać
było jej wszystkie żebra, ale to nie odejmowało jej uroku. Pod czarnym
stanikiem kryły się nieduże piersi, a długie nogi wyglądały nader kusząco.
Spojrzał na półkę, byleby wyrzucić obraz, jaki pojawił się w
jego głowie.
- Już możecie się obrócić – powiedziała z rozbawieniem Sevi,
jakby doskonale wiedziała, że oni i tak patrzyli.
Chłopcy stwierdzili, że ta cała szopka z obracaniem się jest
niepotrzebna, więc szybko zmienili szaty i usiedli.
- Zaraz będziemy – powiedział Harry, w oddali widząc peron.
Pociąg zaczął zwalniać.
- Słyszałam, że w Hogwarcie jest podział na domy – oznajmiła
im Sevi, wpatrując się w szybę.
- Tak – potwierdziła Hermiona. – Przed ucztą zostaniesz
przydzielona do jednego z nich.
- A wy w jakim jesteście?
- W Gryffindorze – odpowiedzieli chórem. Harry uśmiechnął się do niej pokrzepiająco.
- Na pewno nie będzie źle – powiedział. Cała piątka wstała z
miejsc i wyszła z pociągu, zabierając po drodze swoje kufry. Od razu ruszyli do
powozów, ciągniętych przez testrale. Jechali w ciszy. Po minie Sevi było widać,
że dziewczyna się denerwuje.
Powóz zatrzymał się przy bramie. Harry pomógł wysiąść Sevi.
- Dzięki – dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i szybko
odeszła w stronę szkoły. Harry odprowadzał ją wzrokiem.
- Dziwna jest – powiedział Ron, gdy nowa była na tyle
daleko, by nie mogła go usłyszeć. – Ale ładna.
Potter pokiwał głową.
- Ano ładna.
Wielka Sala jak co dzień wyglądała olśniewająco. Wysokie
sklepienie pokrywały błyszczące gwiazdy, świeczki zdawały się lewitować w
powietrzu. Cała czwórka zajęła miejsce przy stole na końcu sali, wraz z innymi
Gryfonami.
Nowa dyrektorka, Minerwa McGonagall wniosła do sali stołek
z położoną na nim tiarą i wprowadziła uczniów. Wśród zastraszonych
jedenastolatków stała czwórka o wiele starszych uczniów, w tym dopiero co
poznana przez nich Sevi.
Wszyscy umilkli.
Patrzysz na mnie i widzisz
Tylko zwykłą tiarę.
Nie lepszą niż inne czapki
Lecz nie na taką uszyto mnie miarę.
Nawet wśród ludzi
Mądrzejszej ode mnie nie znajdziecie
Gdy się zgubiliście
I mądrości czterech poszukujecie
Jam jest Tiara Losu
Więc na głowy mnie wkładajcie
Ja wam odpowiem
Gdzie mieszkać macie.
Czy w Gryffindorze
Gdzie honorowi i prawi,
Czy może w Ravenclawie
Gdzie mądrości sławy?
A może w Slytherinie
Zamieszkać wam wypadnie?
Gdzie nad czystą krwią
Lubują się przesadnie?
A może do Hufflepuffu
Los was zaprowadzi?
Gdzie wierni ponad wszystko.
Tak wam Tiara radzi.
Chcesz los swój poznać?
Wkładaj mnie śmiało!
Ja wam powiem wszystko
Co wiedzieć by wypadało.
Na sali rozległy się głośne oklaski, gdy tylko tiara
umilkła. Profesor McGonagall zaczęła wyczytywać długą listę nazwisk. Pierwsi
do przedziału trafili jedenastolatkowie, starszych uczniów zostawiono na
koniec.
- Berdascky, Aaron!
Z czwórki wyszedł wysoki chłopak i powoli podszedł do
stołka. Usiadł na nim i włożył tiarę na głowę. Przez chwilę panowała cisza, gdy
odezwał się kapelusz.
- RAVENCLAW!
Rozległy się oklaski, zwłaszcza damskiej części, gdy nowy
Krukon usiadł przy stole. Zaraz obleciały go tłumy dziewczyn, ale on coś
powiedział i zostawiły go w spokoju. Na chwilę.
- Berdascky, Sevi!
Gdy Sevi wystąpiła z szeregu, na sali rozległy się
podekscytowane szepty. Ktoś zagwizdał. Blondynka powoli podeszła do stołka,
gdzie przed chwilą siedział jej brat i włożyła tiarę. Harry zacisnął dłonie, mocno trzymając kciuki za dziewczynę.
- SLYTHERIN! – rozległo się już po kilku sekundach i
dziewczyna, ku rozczarowaniu Harry’ego, ruszyła na drugi koniec sali.
- ana’Marianna,
Leandra!
Kilka osób zachichotało, słysząc to dziwne nazwisko, ale
zaraz umilkli. Brązowowłosa dziewczyna usiadła na stołku.
- SLYTHERIN! – wykrzyknęła tiara, gdy tylko dotknęła jej
głowy. Dziewczyna poderwała się z miejsca i ruszyła do stołu Ślizgonów,
posyłając jeszcze tęskne spojrzenie w kierunku Aarona, nowego. Jednak chłopak
wpatrywał się w ostatnią z pozostałych do przydziału osób, czarnowłosą
dziewczynę.
- ana’Marianna,
Raisa!
Dziewczyna wyszła na środek, niesamowicie pewna siebie. Była piękna, na swój własny sposób. Ubrana w czarną szatę, z równie ciemnymi włosami i hipnotyzującym spojrzeniem. Usiadła na stołku i włożyła tiarę. Cisza. Mijały kolejne sekundy. Profesor
McGonagall zmarszczyła brwi i popatrzyła pytająco na innych nauczycieli, ale
nikt nie wiedział jak postąpić. Tiara milczała. I nagle odezwała się w najmniej
spodziewanym momencie.
- HUFFLEPUFF!
___________________________
Przepraszam, że czekaliście tak długo, ale mój komputer zrobił chyba strajk. Z tego rozdziału nie jestem specjalnie zadowolona, poprzednia jego wersja była lepsza, ale mi się skasowała, przy czyszczeniu dysku (głupia ja, nie przeniosłam jej na pendrive'a).
Mam pomysł na kolejny rozdział, dlatego w ramach rekompensaty pojawi się szybciej.
I zaproszę was na bloga koleżanki, fanfick Igrzysk Śmierci *klikamy*
___________________________
Przepraszam, że czekaliście tak długo, ale mój komputer zrobił chyba strajk. Z tego rozdziału nie jestem specjalnie zadowolona, poprzednia jego wersja była lepsza, ale mi się skasowała, przy czyszczeniu dysku (głupia ja, nie przeniosłam jej na pendrive'a).
Mam pomysł na kolejny rozdział, dlatego w ramach rekompensaty pojawi się szybciej.
I zaproszę was na bloga koleżanki, fanfick Igrzysk Śmierci *klikamy*
Zawsze zaglądam na blogi tych, którzy komentują moje rozdziały.
OdpowiedzUsuńAle nie na wszystkich zostaję.
Niektóre, szczerze mówiąc, nie są za dobre. I z nich odchodzę.
Ale Twój jest fenomenalny. Dziękuję Ci, że zostawiłaś do niego link. Historia jest niesamowita - oryginalna, mroczna i pełna niepewności.
Adres zapisany.
Naprawdę Ci dziękuję...
Lumossy
im-possible-dramione.blogspot.com
Nawet nie wiesz jak mi miło słyszeć takie słowa! No, może wiesz, w końcu sama je słyszysz :D Nie ma za co, nie ma za co, to ja się cieszę, że ci się podoba :)
UsuńPozdrawiam!
Niezłe,niezłe :D Mam nadzieje że drużyna Sophie wygra ten mecz :P No proszę, proszę nowi uczniowie :D I nawet Harry się zainteresował nową koleżanką :) Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Coraz lepiej, coraz lepiej :) Niech dziewczyny wygrają i radzą kopa przeciwnikom :D Aaron wydaje mi się w porządku, zobaczymy co dalej ;)
OdpowiedzUsuń